Straszą nas w restauracjach, kawiarniach i barach. Niektórym przypominają młodość albo dzieciństwo, innym kojarzą się ze scenami z polskich filmów epoki socjalizmu. Restauracyjno-kawiarniane elementy szarej rzeczywistości czasów wczesnego Gierka (albo nawet późnego Gomułki) nie poznikały ze stołów wraz z transformacją.

Elżbieta Żurek*

Zastanawiam się, czy powodem pozostania reliktów minionej epoki w polskich restauracjach, kawiarniach i barach jest przywiązanie ich właścicieli albo pracowników do tradycji, czy może sentyment. Cóż, tradycja to dla wielu rzecz święta. A wszystko, co kojarzy się z młodością albo dzieciństwem traktujemy przecież zazwyczaj z sentymentem.

Kiedy myślę o dzieciństwie (które przypadło na czasy przed transformacją) i odwiedzanych wówczas z rodzicami restauracjach i kawiarniach, pojawiają się w mojej pamięci sugestywne obrazy. Tym najbardziej fascynującym, który pobudzał moją dziecięcą wyobraźnię, była niewątpliwie ogromna przezroczysta kula z poruszającym się w niej płynem w kolorze intensywnej żółci albo oranżu, zwanym „napojem firmowym”. Drugi równie niezwykły obraz to szklanki z brzegiem oblepionym cukrem, w których podawano zimne napoje – nie wiem, czy alkoholowe drinki serwowano wówczas w podobny sposób, ponieważ w tamtych czasach jeszcze ich nie pijałam. Napoje firmowe na szczęście poznikały z polskich lokali (podobnie jak foliowe woreczki z kolorowym płynem z nadmorskich miejscowości). Nigdy bowiem nie było wiadomo, z czego zostały przyrządzone – można przypuszczać, że głównie z barwnika spożywczego i wody (niestety nie źródlanej). A szlaczki z cukru zastąpiono kolorowymi papierowymi parasolkami, palemkami i innymi niejadalnymi dodatkami o fantazyjnych kształtach.

W mojej pamięci pozostały także mniej fascynujące obrazy elementów, z którymi w pewnych miejscach do dziś się nie pożegnano – można nawet zażartować, że chyba stały się przedmiotem kultu. Szara rzeczywistość czasów Gierka i Gomułki ujawnia się w wielu polskich restauracjach, kawiarniach i barach m.in. pod postacią cieniuteńkich papierowych serwetek misternie układanych w foremny wachlarzyk, wetknięty w plastikowy stojaczek. Drugim wspomnieniem przeszłości jest mielony (jak przypuszczam zwietrzały) pieprz w niedużych – również plastikowych – pojemnikach. Kolejnymi rzucającymi się w oczy reliktami są ocet i przyprawa maggi stojące na stołach o każdej porze dnia. Tu i ówdzie pojawiają się jeszcze wątpliwej urody sztuczne kwiatki w maleńkich wazonikach, obrusy przykrywane taflą szkła przyciętą na wymiar stołu, aluminiowe sztućce (i tępe noże, które nadają się do wielu czynności z wyjątkiem krojenia).

Osobną kategorią są tabliczki z napisami w socjalistycznej stylistyce, typu: „Prosimy nie wynosić z jadalni naczyń i jedzenia” albo „Szatnia obowiązkowa – płatna 1 zł”. Pierwszy przykład pochodzi z pewnego eleganckiego ośrodka spa nad Bałtykiem, a drugi – z lokalu z dancingiem w pewnej znanej z organizacji festiwali muzycznych miejscowości na południu Polski. Zresztą opłaty za szatnię (i za toaletę) w kawiarniach i restauracjach to już inna historia, której pewnie poświęcę osobny felieton. 

Może więc, Drodzy Właściciele i Menedżerowie restauracji, barów oraz kawiarni, nadszedł czas pożegnań? Porzućmy cieniutkie serwetki i zastąpmy je – o ile nie lnianymi i krochmalonymi, to przynajmniej większymi i z porządniejszego papieru, który rzeczywiście wyciera. Wynieśmy na strych plastikowe pojemniczki na zwietrzałe przyprawy. Proponujmy gościom świeżo mielony pieprz, zamiast maggi dobrą oliwę, a w miejsce zwykłego octu – winny. Odeślijmy do muzeum aluminiowe sztućce i sztuczne kwiaty w jaskrawych kolorach. Porzućmy sympatię do wszelkich nakazowo-zakazowych napisów – uwierzmy w rozsądek oraz inteligencję gości i dajmy im swobodę wyboru (załóżmy, że skoro np. chcą siedzieć w ciepłym wnętrzu w grubym zimowym okryciu, to po prostu ich sprawa).

Bez żalu pożegnajmy relikty gastronomicznej rzeczywistości czasów zgrzebnego socjalizmu – na pewno nikt nie będzie ronił z tego powodu łez.

*Elżbieta Żurek, konsultantka i trenerka kształtowania wizerunku, autorka trzech książek na temat wystąpień publicznych. Kolekcjonerka smaków i zapachów. Redaktor Prowadząca wortalu Koneserzy.pl.

Oskar Wilde mawiał, że tajemnica życia leży w poszukiwaniu piękna. Podążając za jego tokiem myślenia, z przyjemnością oddajemy kawałek internetowej przestrzeni temu, co pełne urody, wykwintne i wyśmienite.

Odczuwając zmęczenie pospiesznym życiem w stylu fast, w którym nie ma miejsca na smakowanie rzeczywistości, proponujemy wszystko, co slow. Sprzeciwiając się powszechnej profanacji smaków, gustów i obyczajów, propagujemy kulturę stołu, bogactwo aromatów, piękne rzeczy oraz miejsca z niepowtarzalnym klimatem. Odrzucając wszystko, co pozbawione wartości, charakteru, stylu i klasy, stawiamy na oryginalność, elegancję, umiar i dobre obyczaje.

Zapraszam do delektowania się pięknem i niespiesznością!

Elżbieta Joanna Żurek
elzbieta@koneserzy.pl

Pliki ciasteczek wykorzystywane są przez wortal Koneserzy.pl w celach statystycznych oraz w celu zapewnienia poprawnego funkcjonowania strony internetowej. W dowolnym momencie, korzystając z ustawień przeglądarki, dostosować możesz poziom wykorzystania plików cookies przez przeglądarkę.