W Kolonii, nad samym brzegiem Renu, w budynku przypominającym statek, mieści się wyjątkowo smakowita instytucja: Imhoff Schokoladenmuseum – muzeum czekolady. Ten znany smakołyk rozbiera się tu na czynniki pierwsze. Już sam początek jest zachęcający – przy kasie biletowej znajduje się pokaźny zapas czekoladek, którymi można częstować się do woli.

W muzeum czekolady ten znany smakołyk rozbiera się na czynniki pierwsze. Już sam początek jest niezwykle zachęcający – przy każdej kasie biletowej znajduje się pokaźny zapas małych czekoladek, którymi można częstować się do woli, choć dobre wychowanie, niestety, podpowiada, żeby ograniczyć się do jednej (no, może dwóch).

Po kupieniu biletu i przejściu przez bramkę podróż przez czekoladowe królestwo rozpoczyna się od botanicznych informacji na temat kakaowca i ciekawostek dotyczących uprawy. Interesująco zaaranżowane sale ekspozycyjne sprawiają, że nawet najmłodszym zwiedzającym informacje o wielkości rocznej produkcji czy o eksporcie poszczególnych państw wydają się zajmujące. Ciekawostki chowają się poukrywane za małymi drzwiczkami, w schowkach otwieranych dźwignią i w wyposażonych w dotykowe ekrany stanowiskach komputerowych, za pomocą których informacje można zdobyć bezpośrednio lub w trakcie zabawy. Atrakcją tej części muzeum jest niewątpliwie pełna niezwykłych okazów szklarnia. Prowadzą do niej dwie pary drzwi. Drugie otwierają się dopiero, gdy pierwsze się zamkną. Dzięki takiej śluzie w przeszklonym pomieszczeniu udaje się utrzymać tropikalny klimat – gorący i wilgotny. Powietrze jest tak duszne, że trudno oddychać. Trudno też robić zdjęcia. Wniesione z jesiennego chłodu obiektywy aparatów natychmiast pokrywają się parą unoszącą się w powietrzu. Wytrzymali zwiedzający mogą jednak spędzić w szklarni trochę czasu, oglądając wspaniale wyrośnięte kakaowce, kawowce, ananasy, bananowce oraz wiele innych tropikalnych roślin.

Dalsza droga przez muzeum pozwala poznać historię czekolady. W tej części najciekawszy wydaje się pokój poświęcony jej "odkrywcom" – czyli Majom. Liczne posągi oraz ocalałe zapiski z tego okresu, dramatycznie oświetlone w ciemnej sali, robią olbrzymie wrażenie. Poznamy też problemy pierwszych importerów czekolady, którzy cenne ziarna musieli przewozić do Europy statkiem, oraz tajniki pierwszych plantacji.

Każdego łasucha najbardziej zainteresuje jednak to, co musi się stać, żeby niepozorne kakaowe ziarna zamieniły się w smakołyk w szeleszczącym sreberku. Również pod tym względem Schokoladenmuseum nie rozczarowuje. Można nie tylko obejrzeć zarówno dawne, jak i nowoczesne maszyny służące do produkcji czekolady, ale nawet zobaczyć na własne oczy proces produkcji. Za bezpieczną szybą odziani w białe fartuchy mistrzowie produkują na oczach widowni rozmaite pralinki. Te same smakołyki, które tam powstały, można kupić tuż obok, w niewielkim sklepiku. Osoby zainteresowane maszynową produkcją również się nie rozczarują. Za podobną szybą maszyny produkują małe czekoladki, zawijają w folię i umieszczają w opakowaniu zbiorczym. To te same czekoladki, którymi można poczęstować się przy wejściu do muzeum! Właśnie w tej części, przy wielkiej przeszklonej ścianie, z widokiem na Ren oraz Kolonię, czeka nas kolejna atrakcja – fontanna czekoladowa. W dużej, złotej konstrukcji czekolada krąży przez cały czas. Hostessa zanurza w niej wafelki i podaje publiczności. Warto poczekać kilka chwil w kolejce, żeby tego spróbować. Czekanie zresztą nie bardzo się dłuży, bo widoki, zarówno za oknem, jak i na fontannę, są godne kontemplacji.

Pokrzepieni małym smakołykiem, możemy ruszać w dalszą drogę. Na koniec czeka nas podróż przez historię czekoladowego marketingu – obejrzymy opakowania, stare plakaty i plakietki, a także automaty czekoladowe, które w pierwszej połowie XX wieku były bardzo popularne w krajach zachodnich. Pokaźna kolekcja tych automatów, które za monetę wydawały czekoladkę, zachwyca starannością wykonania, a przede wszystkim inwencją twórców i projektantów. W niedużej hali kinowej można spędzić godziny, oglądając pierwsze telewizyjne reklamy czekolady. Znacznie się różnią od tych znanych współcześnie, nie tylko ze względu na postęp technologiczny w dziedzinie produkcji filmowej. Jedna z nich na przykład zachwala produkt czekoladowy i poleca go widzom, ponieważ ma on wyjątkowo dużą wartość kaloryczną. W widzach, którzy są przyzwyczajeni do reklam propagujących produkty „light", taki film budzi zdumienie. Opuszczając salę kinową i idąc dalej, dzięki sklepikowi zaaranżowanemu w osobnym pomieszczeniu można się zorientować, jak wyglądała sprzedać czekolady na przełomie XIX i XX wieku. Ona również bardzo różniła się od współczesnych stoisk w supermarketach. Przyglądając się luksusowym opakowaniom, pięknie wyeksponowanym na drewnianej ladzie i półkach, oraz elegancko odzianemu sprzedawcy (w tej roli występuje manekin), trudno nie poddać się nostalgii.

Chyba najniebezpieczniejszym miejscem w całym muzeum jest co prawda zupełnie współczesny, ale też niezwykły sklepik umiejscowiony na parterze, tuż przy wyjściu. Trzeba mieć się na baczności. Odurzonego kakaowymi aromatami nieszczęśnika, którego smak został już połechtany darmowymi smakołykami, kuszą stosy i półki pełne rozmaitych czekolad. W sklepiku można znaleźć dosłownie wszystko: od czekolad całkiem zwyczajnych, ciemnych i mlecznych, ale mogących poszczycić się najwyższą jakością, przez najdziwniejsze połączenia smaków, aż do ekskluzywnych czekolad, wyprodukowanych wyłącznie z ziaren pochodzących tylko z jednej plantacji. Czy znajdzie się śmiałek, który skosztuje czekolady z orzeszkami ziemnymi i keczupem? A może ktoś zaryzykuje i skusi się na musztardowo-miodową? Albo jednak na klasyczne orzechy lub marcepan? Na wiele takich i podobnych pytań trzeba sobie odpowiedzieć przed każdą kolejną półką czy ladą. A przed nami jeszcze gablota pełna ręcznie robionych pralin!
 
Agnieszka Kąkol
"Filiżanka Smaków" nr 8 (12), grudzień 2009
www.filizankasmakow.pl

Oskar Wilde mawiał, że tajemnica życia leży w poszukiwaniu piękna. Podążając za jego tokiem myślenia, z przyjemnością oddajemy kawałek internetowej przestrzeni temu, co pełne urody, wykwintne i wyśmienite.

Odczuwając zmęczenie pospiesznym życiem w stylu fast, w którym nie ma miejsca na smakowanie rzeczywistości, proponujemy wszystko, co slow. Sprzeciwiając się powszechnej profanacji smaków, gustów i obyczajów, propagujemy kulturę stołu, bogactwo aromatów, piękne rzeczy oraz miejsca z niepowtarzalnym klimatem. Odrzucając wszystko, co pozbawione wartości, charakteru, stylu i klasy, stawiamy na oryginalność, elegancję, umiar i dobre obyczaje.

Zapraszam do delektowania się pięknem i niespiesznością!

Elżbieta Joanna Żurek
elzbieta@koneserzy.pl

Pliki ciasteczek wykorzystywane są przez wortal Koneserzy.pl w celach statystycznych oraz w celu zapewnienia poprawnego funkcjonowania strony internetowej. W dowolnym momencie, korzystając z ustawień przeglądarki, dostosować możesz poziom wykorzystania plików cookies przez przeglądarkę.