Wino ma osobowość. Można z nim nawet rozmawiać – widziałem to parę razy. Wino przypomina dziecko. Jego charakter zależy po części od środowiska, w którym wyrosło – to rocznik i terroir. Wiele jednak dziedziczy po rodzicu – winiarzu. Zawsze preferowałem wina, które mają coś do powiedzenia, coś głębszego. Wiele ma do zaproponowania rzeczy, które zmuszają mnie do konfrontacji.
Sławomir Płatek*
Wino ma osobowość. Można z nim nawet rozmawiać – widziałem to parę razy. Zdarza się, co więcej, rozdwojenie jego osobowości, a nawet „roztrzeciewie”, jak to nazwał jeden z moich przyjaciół. Wino przypomina dziecko. Jego charakter zależy po części od środowiska, w którym wyrosło – to rocznik i terroir. Wiele jednak dziedziczy po rodzicu – winiarzu. Nie tylko to, co świadomie na winie wymusił (czyli „wychowanie”), ale też to, o czym sam nie ma pojęcia. Geny to geny, nie pytają o zezwolenie na replikację.
Zawsze preferowałem wina, które mają coś do powiedzenia, coś głębszego. Każde z nich stawia wysoko poprzeczkę. Nie słychać go. Staje się dla mnie autystycznym geniuszem, wymaga wyższej formy komunikacji. Żebyśmy mogli się zrozumieć, to ja muszę się rozwinąć, choć wydawałoby się, że to rozmówca jest upośledzony. Oczywiście nie dotyczy to wszystkich. Wiele win niestety cierpi na amnezję, czy rodzaj sklerozy. Gadają dużo, ale w kółko to samo i właściwie o niczym. Za to głośno.
Chyba jeszcze gorsze jest potomstwo bojaźliwych winiarzy. Produkują rzeczy, które nie mają być za kwaśne, ani za bardzo alkoholowe, ani nazbyt taninowe, ani zbyt aromatyczne, ani za ciężkie, ani za słodkie, w sumie jakbym czytał opis wody ze źródła „Słotwinka”. W kategoriach wody, jest to bardzo dobra woda, ale nie w kategoriach wina. Co może wyprodukować plantator, który nie ma pojęcia, jakie ma być jego wino, a zajęty jest jedynie tym, jakie „nie ma” być? Otóż zrobi wino, którego właściwie nie ma. Wyobraźmy sobie, że zlecamy budowę domu fachowcom, którzy wiedzą wyłącznie, czego nie należy robić na budowie. Ich niewątpliwą zaletą jest to, że nie postawią krzywej ściany. Bo nie postawią żadnej.
Ogólny kryzys komunikacji uderza również w wino. Oczekiwanie łatwego przekazu, który nie znęca się nad śpiącą inteligencją, promuje otępiające zapychacze zmysłów, na wzór komercyjnej telewizji. Wina, które stawiają wymagania – odpadają. Chyba za karę, jak cała tak zwana sztuka wysoka. Wygrywają nie te, które coś sobą reprezentują, ale te, które pozują do hałaśliwej autoprezentacji, które krzyczą najgłośniej, nawet jeśli krzyczą: „Jestem nikim!”.
Wino nie jest człowiekiem. Może umrzeć niezauważone i nie martwi się tym. Martwią się czasem jego „rodzice”. A jednak szkoda mi przegapionych win. Rozmawiając z osobą lubię zetknąć się z nieznanym mi wcześniej punktem widzenia. Czasem długo się nie rozumiemy. I nie z każdym się w końcu zgadzam, ale cenię to, że ktoś wysilił się na własne poglądy. Wiele win ma do zaproponowania rzeczy, które zmuszają mnie do konfrontacji. Dobrze potem pamiętam, że piłem wino. Inaczej później patrzę na świat.
I czuję, że mam osobowość.
* Sławomir Płatek, znawca win, od lat zajmujący się winem z pasji i z zawodu. Prowadzi degustacje, szkolenia, testowanie win, a także popularyzuje kulturę picia wina w Polsce. Zaprasza na stronę internetową: www.winiarscy.com
Osobowość wina
- Szczegóły
- Kategoria: Kultura wina