Przedstawiciele europejskich elit zawsze byli smakoszami. Uwielbiali kulinarne nowinki – egzotyczne przyprawy, napoje, słodycze. Pokochali również czekoladę, gdy w XVI i XVII wieku pojawiła się na ich stołach. Ponieważ jednak w państwach, takich jak Hiszpania, Włochy czy Francja, panującą religią był katolicyzm, miłość do zamorskiego przysmaku była wystawiana na ciężką próbę – próbę postu.

Dni postnych w tych czasach było sto kilkadziesiąt i przestrzegano ich zdecydowanie sumienniej niż obecnie. Nowinka, jaką była czekolada, musiała zostać odpowiednio zakwalifikowana. Musiano zdecydować, czy jest pokarmem, a więc jej spożycie łamie post, czy też jest napojem i, ponieważ służy jedynie zaspokojeniu pragnienia, zakazów nie łamie. Jak się okazało, taka decyzja nie była prostą do podjęcia. Debatowano wiele lat, napisano sporo rozpraw. Głos zabierali prości zakonnicy i papieże, osoby duchowne i świeckie. Każdy miał w tej sprawie swoje zdanie. Dominikanie ostro sprzeciwiali się piciu czekolady w dni postne, ale już jezuici, czerpiący zyski z handlu kakaowym ziarnem, nic zdrożnego w pokrzepianiu się aromatycznym napojem nie widzieli. Trudne pytania na temat czekolady zadawano i papieżowi Grzegorzowi XIII (1502–1585), i papieżowi Benedyktowi XIV (1675–1758). Ci orzekli, że jest ona dozwolona i postu nie łamie. Tymczasem jednak wytoczono mnóstwo argumentów przeciw. Przede wszystkim czekolada była sycąca – pijąc jedynie ją, można było przez dłuższy czas utrzymać się przy życiu. Nie bez wpływu na to pozostawał fakt, że dodawano do niej wiele różnych składników – cukier, mleko, jaja, drogie przyprawy, roztarte ziarna kukurydzy czy bułkę tartą. Poza tym, i pewnie ten argument najsilniej działał na wyobraźnię nieprzekonanych, czekoladę uważano za afrodyzjak, a więc tym samym substancję, która pobudza zmysły i wywołuje popędy, zamiast je w czasie postu osłabiać.

Pomijając kwestię, czy kościelni dostojnicy kierowali się własnym smakiem, względami ekonomicznymi, czy też obawą, że zakaz spożywania czekolady przez dużą część roku osłabi religijną żarliwość wiernych, ważne jest, że ostatecznie „rozgrzeszyli" napój i pobożni Europejczycy mogli bez przeszkód poddawać się dobroczynnemu wpływowi czekolady również w dni postne. Z korespondencji markizy de Sévigné (1626–1696), autorki słynnych listów, barwnie opisujących życie francuskiego dworu, wiemy, że pita przez nią wieczorem czekolada sprawiała, że nie szła spać głodna, a spożywana rano, pozwalała lepiej pościć – była „napojem bardzo sympatycznym, oddziałującym zależnie od okoliczności".

Początkowo jednak, w pierwszych latach po pojawieniu się we Francji, czekolada nie cieszyła się wielką popularnością. Dotarła tu z Hiszpanii, najprawdopodobniej jako lekarstwo, i uznawano ją za zbyt gorzką i mało pożywną. Podobno nawet hiszpańska infantka Maria Teresa, po ślubie z Królem Słońce, musiała kryć się z piciem czekolady przed całym dworem, ponieważ królewski małżonek nie akceptował tego zagranicznego zwyczaju. W miarę upływu czasu zmienił zdanie i nawet polecał podawać kakaowy napój na wydawanych przez siebie podwieczorkach. Wielkim miłośnikiem czekolady jednak nigdy nie został. Być może dlatego patent gwarantujący wyłączność na sprzedaż jej w całym królestwie, a przyznany Davidowi Chaliou (Chaillon), paziowi królowej matki, czekał na królewski podpis siedem lat. Pan Chaliou w czasie licznych podróży po Europie poznał sekret przyrządzania czekolady a dzięki królewskiemu przywilejowi otworzył sklep, w którym sprzedawał ją w stanie płynnym, w pastylkach, w tabliczkach i „w każdej innej postaci, którą uzna za stosowną". Monopol ten zniesiono dopiero w 1693 roku. Do tego czasu czekolada pojawiała się, jak to zwykle bywa, na czarnym rynku i osiągała tam horrendalne ceny. Filiżanka jej kosztowała ponad dwa razy więcej niż kawa i herbata podawana w najelegantszym lokalu.

Francuskie elity co rusz zmieniały zdanie o czekoladzie. Markiza de Sevigne najpierw polecała ją gorąco córce na poprawę samopoczucia, żeby w kolejnym, rozpaczliwym liście gwałtownie ją od picia czekolady odwodzić. Po dworze krążyły sprzeczne opinie – jedni przypisywali czekoladzie lecznicze właściwości, mogące pomóc na przykład przy dolegliwościach śledziony, inni oskarżali ją o wywoływanie palpitacji serca i prowadzącej do śmierci gorączki. Markiza opisywała też mrożący krew w żyłach przypadek madame de Coetlogon, której zamiłowanie do spożywania czekolady doprowadziło do wydania na świat „czarnego jak diabeł" dziecka.

I choć Francuzi z nieufnością przyjęli „napój Bogów", przyczynili się do zwiększenia wygody jej przygotowywania. Uważa się ich bowiem za wynalazców szokolatiery („chocolatiere") – dzbanka do czekolady. Ulepszyli znane w Hiszpanii i we Włoszech i do dziś używane w Meksyku ubijaczki z otworem na „molnillo" przez dodanie do nich wygodnej rączki. Przymocowano ją pod kątem prostym do  dzbanka, który wykonywano zazwyczaj ze srebra lub nawet ze złota. Dzbanek od góry miał pokrywkę, zamocowaną na zawiasach i posiadającą otwór na drewniany spieniacz – „moussoir", czyli francuskie „molnillo".
 
Maria Rykaluk
„Filiżanka Smaków" nr 6 (10), październik 2009
www.filizankasmakow.pl

Przepis pana Disdier na doskonałą czekoladę, 1692 rok

2 funty (900 g) przygotowanego kakao
1 i 1 funta (570 g) cukru
1 uncja (28 g) roztartej wanilii
4 drachmy (14 g) mielonego cynamonu

Rozetrzeć palone i pokruszone kakao z cukrem na podgrzewanym kamieniu (pierre d'Espagnem, czyli metate), po czym wymieszać je z przyprawami. Aby przyrządzić napój w szokolatierze, zagotować 140–205 ml wody z 7 g cukru (im większy ogień, tym lepiej), wrzucić pokruszoną tabliczkę czekolady i ubijać. Jeśli po zagotowaniu pozostawi się napój na wolnym ogniu, piana będzie lepsza.

Źródło: S.D. Coe, M.D. Coe, Prawdziwa historia czekolady, Warszawa 2000, s. 132.

Oskar Wilde mawiał, że tajemnica życia leży w poszukiwaniu piękna. Podążając za jego tokiem myślenia, z przyjemnością oddajemy kawałek internetowej przestrzeni temu, co pełne urody, wykwintne i wyśmienite.

Odczuwając zmęczenie pospiesznym życiem w stylu fast, w którym nie ma miejsca na smakowanie rzeczywistości, proponujemy wszystko, co slow. Sprzeciwiając się powszechnej profanacji smaków, gustów i obyczajów, propagujemy kulturę stołu, bogactwo aromatów, piękne rzeczy oraz miejsca z niepowtarzalnym klimatem. Odrzucając wszystko, co pozbawione wartości, charakteru, stylu i klasy, stawiamy na oryginalność, elegancję, umiar i dobre obyczaje.

Zapraszam do delektowania się pięknem i niespiesznością!

Elżbieta Joanna Żurek
elzbieta@koneserzy.pl

Pliki ciasteczek wykorzystywane są przez wortal Koneserzy.pl w celach statystycznych oraz w celu zapewnienia poprawnego funkcjonowania strony internetowej. W dowolnym momencie, korzystając z ustawień przeglądarki, dostosować możesz poziom wykorzystania plików cookies przez przeglądarkę.