„Wojciech Kossak, ten wspaniały model człowieka pod każdym względem udanego, który odznaczał się nie tylko wybitnym talentem malarskim, ale i niezwykłą kondycją fizyczną zachowaną do końca życia, był wielkim smakoszem i miłośnikiem polskiej kuchni.” Jakie potrawy podawane w słynnej Kossakówce utrwaliła w swoich wspomnieniach Magdalena Samozwaniec?
Magdalena Samozwaniec (1894-1972) dysponowała lekkim piórem i subtelnym humorem. Była córką słynnego Wojciecha Kossaka oraz siostrą nie mniej znanej Marii Pawlikowskiej–Jasnorzewskiej. Wyrastała w artystycznej atmosferze domu, w którym kuchnia – jak się okazuje – odgrywała ważną rolę. O pewnych potrawach wyrażała się z niehamowaną niechęcią, o innych – z szacunkiem. O zupie piwnej i flakach (oraz innych daniach) pisała w jednym z esejów zbioru „Łyżka za cholewą a widelec na stole. Mała kulinarna silva rerum”, wydanego po raz pierwszy w 1974 r.
Obyczaje domu
Magdalena Samozwaniec pisała o swoim ojcu: „Wojciech Kossak, ten wspaniały model człowieka pod każdym względem udanego, który odznaczał się nie tylko wybitnym talentem malarskim, ale i niezwykłą kondycją fizyczną zachowaną do końca życia, był wielkim smakoszem i miłośnikiem polskiej kuchni.” Dodaje, że „ów talent do jedzenia odziedziczył wraz z talentem malarskim po swoim sławnym ojcu, Juliuszu Kossaku.” Wspomina, że zarówno ona, jak i jej siostra („delikatna jak róża i trudna do wyżywienia niby egzotyczny ptaszek”) nie przepadały za nieskomplikowanymi potrawami, w których gustował ojciec. Jakie dania miała na myśli? Między innymi „pierogi z ciemnej mąki hreczanej z serem, które ojciec dysponował sobie często na kolację.”
Zupa piwna
Pisarka poświęca sporo miejsca znienawidzonej zupie piwnej, którą uwielbiał ojciec. Nazwała ją nawet koszmarem swojego dzieciństwa. Podaje sposób jej przygotowania: „Widziałam w kuchni, jak się ją robiło: kucharka wlewała butelkę piwa i butelkę wody i mieszała to na zimno z ćwiercią litra rozbitej śmietany i łyżeczką maki, dodawała pół łyżki masła, pół łyżeczki kminku, trochę soli i trzy łyżki mączki cukrowej. Po zagotowaniu wlewało się to wszystko do wazy, do której się kładło poprzednio ser i chleb pokrajany w kostkę.” Delikatnej Lilki (tak w domu nazywano Marię) nie zmuszano do jedzenia zupy piwnej, inaczej jednak obchodzono się z Magdaleną. Pisarka wspomina: „starym drakońskim obyczajem, gdy nie chciałam jej jeść na obiad, podawano mi ją na kolację i nic poza tym, aby jak to się mówiło, „oduczyć dziewczynkę od grymasów”. Musiałam dopiero dostać po zjedzeniu tego zupska torsji, aby przestano mnie do tego zmuszać.”
Flaki i inne potrawy
Wojciech Kossak uwielbiał flaki – Magdalena Samozwaniec wspomina, że w słynnej Kossakówce traktowano je jako zakąskę przed głównymi daniami . Pisze: „Te flaki nie przypominały dania o tej samej nazwie, które dziś podają w jadłodajniach. Był to prawdziwy przysmak. Najlepsze flaki były wołowe, gotowane z włoszczyzną, w których pływały znakomite knedle z kaszki, otoczone błoną z flaków.” Ojciec pisarki uwielbiał także golonkę podawaną z purée z grochu oraz zrazy z kaszą, za którymi córki nie przepadały. Wojciech Kossak miał także inne upodobania kulinarne, o których pisze Samozwaniec: „W restauracjach warszawskich zamawiał sobie swoje ulubione potrawy: prosię pieczone lub też krwawy befsztyk „po angielsku” (który wiadomo dlaczego zyskał tę nazwę, ponieważ Anglicy jedzą przeważnie wypieczone i smażone mięsiwa). Do obiadu pił zwykle jeden lub dwa kieliszki wódki (nigdy więcej), a potem czerwone wino.” Pisarka wspomina także inne potrawy, za którymi nie przepadała: „makaron z szynką i drugi po zupie piwnej koszmar mojego dzieciństwa: zacierkę na mleku.”
Posiłki u Kossaków
- Szczegóły
- Kategoria: Kuchnia literacka