W jaki to niemożliwy do uchwycenia przez logikę sposób potrafimy popaść w damsko-męski konflikt? Dlaczego próbując się ratować, nie powinniśmy wychodzić poza psychikę własnej płci? Odpowiadając na te pytania odkryjemy również sekret prawdziwych mechanizmów zniechęcania się przedstawicieli obojga płci, nie tak dawno po uszy w sobie zakochanych.

Marta Ponichter* 

Zakochanie to wspaniały stan. Hormony buzują. Feromony powodują przyciąganie. Oksytocyna – związek chemiczny wytwarzany w mózgu, odpowiedzialny za przywiązanie i dążenie do utrzymania więzi, powstający w mózgu w wyniku spełnienia miłości fizycznej – daje o sobie znać. Nie następuje to jednak w takim samym natężeniu u kobiety, co u mężczyzny, jednak oboje narażeni są na jej oddziaływanie. Dobrze więc, jeśli darzą się głębokim uczuciem, inaczej bowiem może to spowodować kilkuletnie przywiązanie, zainicjowane jednorazowym seksualnym eksperymentem. O szybkie kończenie romansów bez przyszłości częściej posądzani zostają mężczyźni, którym przypisuje się – po realizacji seksualnej – zdolność odzyskiwania władz umysłowych nad hormonami. Jednak należy traktować to z ostrożnością i jako hipotezę.  

I kłopoty gotowe
Zdaje się, że kobiety i mężczyźni różnią się prawie we wszystkim. Faktem również jest, iż jednocześnie to, co nas łączy, również nas dzieli. Kwestie, które sprawiają, iż odczuwamy, jakbyśmy byli dla siebie kosmitami, są całkiem prozaiczne i tworzą się niemalże na naszych oczach. Kobiety i mężczyźni różnią się przede wszystkim doświadczeniem, czyli tym, co zostało im wpojone, wymodelowane lub mówiąc dosadnie, jak zostali wyszkoleni. Inną rolę pełnią w rodzinie, z której się wywodzą. Czego innego oczekuje się od nich w dzieciństwie. Posiadają inne potrzeby w kwestii niezależności. Inne cele przyświecają ich ambicji. Mają inne skłonności, zwyczaje i predyspozycje. Inaczej wyrażają emocje i inaczej się komunikują. W takich warunkach konflikt, jak w każdym dobrym scenariuszu filmowym, może ujawnić się w każdym momencie.

Jak to się dzieje
Oczekiwanie, że chłopiec sam sobie będzie sterem, żeglarzem, okrętem, nie pozostaje bez echa w jego osobowości. Uczony jest, że może liczyć tylko na siebie. Mowa tu oczywiście o sytuacji klasycznej. Dziewczynki otacza się innego rodzaju opieką ze strony ojca, który niepowodzeń córki nie przyjmuje z oschłością, jak w przypadku syna. Dziewczynki nastawiane są na rozwiązywanie problemów przy pomocy rozmowy i współpracy. Zresztą po prostu biorą często przykład z zachowań rodzicielskich. Dzieci odczuwają, że są inaczej traktowane i przyjmują, że tak być powinno. Kobiety uczone są, aby rozwiązywać problemy z pomocą z zewnątrz, nie mają więc problemu, aby np. pytać przechodniów o drogę. Inaczej jest w przypadku mężczyzn, którzy nie są gotowi, aby postawić siebie w sytuacji bezpośredniej zależności od kogoś obcego. Choć nie wyczerpuje to ani nawet nie stanowi początku licytacji ogromu subtelnych odmienności, wystarczy ujawnić, iż sprawę zatargów damsko-męskich da się sprowadzić w dużym uproszczeniu do raptem trzech dychotomii, czyli wzajemnie wykluczających się potrzeb i dążeń. Różnice te powodują ciągły brak zrozumienia. 

Niby nic
Jedną z podstawowych rzeczy, jaka spoczywa w rękach kobiety, jest kwestia męskiej samooceny. Mężczyzna schematycznie przenosi na kobietę odpowiedzialność za poczucie własnej wartości – na wzór, kiedy było ono zależne od jego matki. W przypadku kobiecej samooceny nie występują takie powiązania. Kobiety są otwarte na konstruktywną krytykę, dzięki której ciągle się doskonalą. Filozoficznie rzecz ujmując, mężczyzna jest statyczny i zmierza do zachowania swojego status quo, kobieta – dynamiczna i dążąca do doskonałości. Dlatego też kobiety, popełniając  często błąd projekcji, tj. przypisywania partnerowi takich samych intencji, traktują mężczyzn – w dobrej wierze – jak siebie same lub tak, jakby chciały być traktowane. Mężczyźni odwrotnie, obdarzają kobiety najczęściej bezwarunkową akceptacją, bez próby obiektywizowania ich wad czy zalet. Inną dotkliwą w skutkach różnicą jest w wielu istotnych sytuacjach przeciwstawienie kobiecego angażowania się męskiej akceptacji. Najczęściej widać to w nieporozumieniach dotyczących potrzeby wsparcia. Próbę podjęcia przez mężczyznę rozmowy na temat problemów kobiety przyjmują jako bardzo pożądany objaw zaangażowania, u mężczyzn jest to jednak prawie niemożliwa sytuacja, gdyż kierując się własnymi powodami, umieją jedynie okazać, że zaakceptują każdą decyzję kobiety. Trzecia i ostatnia kwestia to zdolność oraz sposoby manifestowania uczuć. Mężczyzna nie potrafi pojąć, że kobieta wyraża swoje uczucia słowami, dlatego nigdy nie umie postawić się w jej sytuacji, kiedy np. przerywa jej półgodzinny wykład. Dla niej jest takie zachowanie to najczęściej cios w samo serce i przejaw ignorancji jej duszy.

O mały włos
Przyjrzyjmy się pewnemu ciągowi zachowań, będących wynikiem różnie pojmowanych przez kobietę i mężczyznę definicji sytuacji. Jako przykład niech posłuży zwykła prośba o zrobienie zakupów. Wyobraźmy sobie, iż żona w sielskim nastroju wraca z pracy do domu. Wpada na pomysł przygotowania niespodzianki – romantycznej kolacji, którą będzie mogła celebrować w spokoju wraz z mężem w wolny od dzieci wieczór. Nagle uzmysławia sobie, że brakuje jej niektórych produktów. Dzwoni do męża do pracy i informuje: „Kochanie, kup mule lub krewetki”. Uzyskując potwierdzenie, rozpoczyna inne elementarne przygotowania. W tym czasie mężczyzna, nie przyzwyczajony do tego, by mu „rozkazywać”, toczy ze sobą walkę wewnętrzną i całkiem nieświadomie przyjeżdża do domu z pustymi rękoma. Łatwo przewidzieć, co wydarzy się dalej. Kobieta jest w szoku, polegała na nim, gdyby wiedziała, że nie zrobi zakupów, poszłaby sama, w końcu robi to wszystko „dla nich”. Porusza ją to tak bardzo, iż jest na zmianę bliska rozpaczy i wściekła, że mąż nie angażuje się jak ona, nie chce uczestniczyć w życiu ich dwojga i całej rodziny. W końcu mówi mu coś w rodzaju: „nie można na ciebie liczyć”. Dramat, jaki rozgrywa się w umyśle kobiety, jest równoległy z dramatem, który przeżywa mężczyzna – zrównany z powodu nieważnych muli i krewetek do poziomu zupełnie nieodpowiedzialnego niewdzięcznika. Mężczyzna odbiera przekaz zgodnie z komunikatem słownym, nie zwracając uwagi na kryjące się za nim uczucia: słowa te odbiera więc jako atak na swoją osobę. Broniąc się, wynajduje wszystkie sytuacje, kiedy żona myślała o nim inaczej. Konflikt rozognia się. Konsensus wisi na włosku, bowiem dla żony jest to sygnał, że on nie widzi i nie zamierza nawet zobaczyć jej uczuć, więc idąc za jego przykładem podaje niepodważalne argumenty – sytuacje, kiedy ją zawiódł. Kobieta czyni to po to tylko, by dowieść, że mówi prawdę i by wygrać tę walkę na słowa, której przecież „wcale nie chciała”. Ten przykład może wydawać się komiczny, jednak aż nadto uderza swoim prawdopodobieństwem.

I co teraz?
Poważnym błędem, jaki można w takiej sytuacji zrobić, jest wchodzenie w psychikę odmiennej płci. Proces zmierzający do wzajemnego zrozumienia jest żmudny i pracochłonny. Jednak jak pokazuje doświadczenie w psychologii klinicznej, nie przyspiesza go podejmowana np. przez kobietę próba komunikowania się z  mężczyzną tak, jakby sama nim była. Nie da się oszukać „społecznej natury”, a takie zabiegi dostarczają poważniejszych skutków ubocznych. Nie ma odwrotu i wyjścia. Kobieta i mężczyzna, jeśli chcą zgodnie funkcjonować, muszą osiągać konsensus na gruncie umowy wyrażania i okazywania szacunku. Taki konsensus powinien pozostawać w zgodzie z przyjętymi przez nich rytuałami w obrębie danej płci. W innym przypadku mężczyzna będzie nadal „oszczędzany” w pracy nad przeniknięciem i zrozumieniem kobiecych uczuć, a tym samym duszy. Kobieta natomiast powinna pamiętać, iż gdyby nawet „wyglądała, mówiła i skakała jak żaba”, to nie jest „żabą” i przyjmowanie tożsamości – jedynie tylko umownie sprzecznej z samą sobą – może spowodować większe problemy w funkcjonowaniu nawet całej jej rodziny. Analizowane przez nią mechanizmy „funkcjonowania” mężczyzny, przyjmuje ona bowiem i ocenia jedynie w kobiecy sposób. Jak się okazuje manifest  pozostawania w związku prawdziwym mężczyzną i prawdziwą kobietą nabiera zupełnie innego znaczenia. Puentę zaś niech stanowi hipoteza, czy aby stuprocentowość kobiecości i męskości nie jest sposobem – jak eliksir młodości – na długowieczną miłość. 

* Autorka od kilku lat naukowo zajmuje się problematyką związków międzyludzkich, którą penetruje na gruncie psychologii społecznej, socjologii i nauk im pokrewnych.

Oskar Wilde mawiał, że tajemnica życia leży w poszukiwaniu piękna. Podążając za jego tokiem myślenia, z przyjemnością oddajemy kawałek internetowej przestrzeni temu, co pełne urody, wykwintne i wyśmienite.

Odczuwając zmęczenie pospiesznym życiem w stylu fast, w którym nie ma miejsca na smakowanie rzeczywistości, proponujemy wszystko, co slow. Sprzeciwiając się powszechnej profanacji smaków, gustów i obyczajów, propagujemy kulturę stołu, bogactwo aromatów, piękne rzeczy oraz miejsca z niepowtarzalnym klimatem. Odrzucając wszystko, co pozbawione wartości, charakteru, stylu i klasy, stawiamy na oryginalność, elegancję, umiar i dobre obyczaje.

Zapraszam do delektowania się pięknem i niespiesznością!

Elżbieta Joanna Żurek
elzbieta@koneserzy.pl

Pliki ciasteczek wykorzystywane są przez wortal Koneserzy.pl w celach statystycznych oraz w celu zapewnienia poprawnego funkcjonowania strony internetowej. W dowolnym momencie, korzystając z ustawień przeglądarki, dostosować możesz poziom wykorzystania plików cookies przez przeglądarkę.